Slęża!
-
DST
124.18km
-
Czas
06:31
-
VAVG
19.06km/h
-
VMAX
59.47km/h
-
Temperatura
13.0°C
-
Podjazdy
1100m
-
Sprzęt Kelly's Salamander 2006 by Galen
-
Aktywność Jazda na rowerze
Nie będę tworzył przydługawego opisu tej wyprawy, żeby Was nie męczyć...
A więc, poranek pochmurny i bardzo wietrzny ale bez deszczu. Wyruszam lekko spóźniony na miejsce spotkania pod Wieżą Ciśnień. Mimo, że nie stąpam po pedałach zbyt mocno jadę ok. 30km/h. Wiatr w plecy jest bajeczny. Docieram na miejsce kilka minutek po czasie ale pod wieża czeka tylko WrocNam. Po krótkiej chwili zjawia się Blas i Kaisa a następnie Mlynarz, JPbike i Jahoo81. Witamy się, strzelamy grupową fotkę i palnik!
Początkowo zamulanie przez miasto ale jak tylko wyjechaliśmy na wioski i otwartą przestrzeń dostaliśmy wiatr w plecy i tempo wzrosło. Przez cały czas wisiały nad nami ołowiane chmury i było zimno. Każda zmiana kierunku jazdy była mocno odczuwalna, bo wiatr był na tyle porywisty, że utrudniał znacząco jazdę. Kolejne km łykaliśmy bezwiednie robiąc od czasu do czasu mały postój na zwiedzanie jakiejś lokalnej atrakcji. Przed podbojem Sobótki zrobiliśmy sobie większy popas w cukierni. Odczucia po konsumpcji były neutralne, bo kawa kosztowała tyle co słoik rozpuszczalnej i pączki z dżemem nie miały dżemu tylko niewielką ilość czegoś białego niewiadomego pochodzenia. Naładowani kaloriami zaczęliśmy podjazd do Przełęczy Topadła. Szło ciężko ale miarowo i bez komplikacji. Na przełęczy kilka głębszych oddechów i zaczął się bój z kątem nachylenia i nawierzchnią. Było ciężko a miejscami bardzo ciężko. Część uczestników wyprawy zrezygnowała z mielenia tłucznia tylnymi kołami i postanowiła wprowadzić rower, co na dłuższą metę okazało się bardziej męczące. Ja podjąłem wyzwanie i ciągnąłem do góry. Im bliżej szczytu, tym więcej przerw i podpórek. W 2/3 trasy zrobiłem siusiu i lżejszy o 1,5kg depnąłem dalej. Gdy dotarłem na szczyt przywitały mnie uśmiechnięte mordy, sesja zdjęciowa, porywisty wiatr, mgła i parszywie niska temperatura. Kiedy wszyscy byliśmy już w komplecie schroniliśmy się w (jak sama nazwa wskazuje) schronisku, gdzie piliśmy drogie piwo, grzańce i gorące kubki. Po błogim czasie spędzonym na plotkach w cieple murów schroniska przyszedł czas na powrót. Przyznam szczerze, że zjazd żółtym szlakiem do Przełęczy Tąpadła nie należał do najprzyjemniejszych. Były ciekawe odcinki, gdzie można było się porządnie rozpędzić ale dominowały fragmenty z luźnym tłuczniem, gdzie trzeba było mocno redukować prędkość i cholernie się skupiać, bo chwila nieuwagi groziła sporym kuku. Od czasu do czasu zatrzymywaliśmy się żeby potrzaskać fotki innym zjeżdżającym z góry. Mi niestety nie udało się zrobić ani jednej choćby poprawnej fotki. Wszystko rozmazane, ciemne i nieostre. Na domiar złego zapomniałem zamontować licznika i nie nadrobiłem sobie średniej. Na drogę powrotną lekko zmodyfikowaliśmy trasę, bo sił już było coraz mniej. Cześć udało nam się przejechać z bocznym wiatrem ale końcówka pod wiatr do był koszmar. Mieliśmy też małą awarię. Asica zgubiła powietrze z dętki a Mlynarz wkręcił sobie snopek siana w piastę. Do 90km czułem, że mógłbym dokręcić co najmniej do 150km ale moje ambicje szybko wywiało i wymoczyło, bo zaczęło lać. Końcówki nie ma już właściwie co opisywać. Deszcz i zimno a do domu ciągle daleko. Gdy tylko przekroczyliśmy granicę Wrocławia zaczęły się jeszcze dziury i debile w samochodach, którzy chlapali na nas błotem. Na wysokości Szpitala Akademickiego podziękowaliśmy sobie za wspólny wyjazd i każdy pojechał w swoją stronę. Te ostatnie km były dla mnie najgorsze. Jeżdżę czasem tą trasą z pracy do domu i zazwyczaj wyciągam tu grubo ponad 20 a teraz, z uwagi na koszmarny wiatr, nie mogłem przekroczyć 15km/h. Gdy dowlokłem się do domu, zrzuciłem mokre ciuchy i zabrałem się za opróżnianie lodówki.
Podsumowując. Wycieczka bardzo udana! Do 90km żałowałem, że nie ma ze mną Agi, którą serdecznie pozdrawiam, ale końcówka była na tyle fatalna, że cieszyłem się, że Jej nie namówiłem, bo tylko by wymarzła.
Cały przebieg trasy w postaci traka z GPS'a umieszczę później. Więcej fotek dorzucę jak inni uczestnicy wypadu wypróżnią swoje aparaty :]
Pozdrawiam!
Kategoria Długie wycieczki, Kręcenie korbą po Wrocku
komentarze
Muszę kiedyś spróbować wjazdu na Ślężę bez przyczepki...
Strasznie się cieszę że w końcu wspólnie pojeździliśmy i pewnie jeszcze nie raz pojeździmy w zacnej ekipie :)
Pozdrowionka z Poznania :)
pogoda taka se;/ale to mało ważne przy takiej ekipie!:)
lodówka pewnie już pusta?
Pozdrawiam
Mam nadzieję, że będą i kolejne ale... przy lepszej pogodzie. :D
Pozdrawiam!
..ano z perspektywy czasu mogę Ci przyznać racje;)) Emocje opadły, zmęczenie też, powoli można myśleć o następnej wycieczce;) Na której mam nadzieję też będziesz;) Niech tylko ta pogoda odpuści trochę..
Pozdrawiam
... nie spędziłam łykendu z Ukochanym, tylko czekając na Niego (niestety, niedoczekanie...)
... nie mam żadnej seteczki przejechanej w tym roku :P
... nie miałam okazji Was poznać ;]
... nie będę miała co wspominać
Pozdrawiam!