Galen prowadzi tutaj blog rowerowy

Galen

Rozpierducha!

Czwartek, 23 lipca 2009 | dodano: 23.07.2009

Szefa nie ma = mogę sobie wnieść rower do biura = jadę Salamandrem. Mimo, że jest 7:30 to już czuć straszną duchotę. Po 500 m kapie ze mnie mimo, że wcale mocno nie cisnę. Na wysokości Wrocławskiego Parku Przemysłowego spotkałem "kolegę" z kapciem w kevlarze. Zaproponowałem dętkę ale miał obręcze pod prestę i nie dało by się przepchnąć wentyla. Pogadaliśmy chwilkę i wio! Wjazd po Estakadę Klecińską jakoś wyjątkowo mnie zmęczył - może przez tą duchotę? Do pracy dojechałem mokry jak szczur. Odświeżyłem się, przebrałem w cywilne ciuchy i na 8h do mapy do Planu Zagospodarowania Złoża Ogorzelec I. Po pracy pokręciłem do Agi po drodze mijając na Powstańców Śląskich sznur tramwajów stojących na awaryjnych światłach - dobrze, że dziś nie komunikacją miejską oraz ciekawostkę, którą okazał się zawieszony na znaku drogowym rower. Wyglądał na całkiem rześki. Ktoś miał wenę. Miałem zrobić fotkę ale już mi się nie chciało zatrzymywać i szukać komórki.
Tytuł tego wpisu natomiast nazwę swą zawdzięcza powrotowi do domu. Uciekałem przed burzą w sumie kierując się prosto na nią ale pech chciał, że w tamtym właśnie kierunku mieszkam :] Jakieś 8 minutek od celu dorwała mnie burza piaskowa. Waliło tak mocno piachem, że nie dało się prawie jechać. Do tego wszystkiego doszły jeszcze latające gałęzie, śmieci i blachy z rusztowania - wtedy przypomniał mi się wpis balsa i żałowałem, że przestałem ubierać kask na miasto. 180 sekund po burzy piaskowej zaczął padać deszcz. Właściwie ciężko to nazwać opadem deszczu. To była właśnie rozpierducha! Lało przeraźliwie mocno. Krople były tak wielkie, że aż bolało. Przez okulary nie było widać zupełnie nic, a wiatr robił taki kocioł, że 3 razy spadłem z roweru (na szczęście zdążyłem się wypiąć). Można powiedzieć, że moje nowe butki przeszły chrzest - przemokły do suchej nitki. Genialnie też spisał się mój plecak Hannah Amuck (prezent od Agi), który nie przemókł ani troszkę ratując tym samym Czesia Dżipiesia i komórkę.

Na koniec fotka z (prawie) burakiem. Niby zbyt wiele tej drogi rowerowej nie zajął ale gdy wystawił ten kawałek dupki na drogę, to już by go jakiś tir przesunął...



I jeszcze mały test. Jeszcze nigdy nie dodawałem filmików na bloga. Jest to krótkie i bardzo słabej jakości nagranie z "burzy piaskowej".


Kategoria Kręcenie korbą po Wrocku


komentarze
mogilniak
| 10:04 piątek, 24 lipca 2009 | linkuj Nooo bardzo lokalne... wieczorem doszła do nas, ale bardzo łagodna, a dzisiaj jadąc do pracy widziałem kilka km dalej totalną rozpierduchę. Powalone drezwa, wiszące i leżące konary, głebokie rozlewiska... coś takiego w trasie spotkać, to masakra
Galen
| 09:56 piątek, 24 lipca 2009 | linkuj mogilniak czasem dobrze trochę porządzić :] Co do buraków to trzeba focić i do Straży Miejskiej słać.
Toomp miałeś fuksa, bo jazda w tym żywiole nie należała do najprzyjemniejszych.
vanhelsing te burze są czasem na tyle lokalne, że w jednej części miasta walą pioruny a w drugiej sielanka :]
vanhelsing
| 19:58 czwartek, 23 lipca 2009 | linkuj Hm, a na Śląsku nie pada. Ale już podobno idą burze, właśnie z zachodu.

No tak, w takiej burzy to jest hardcore jechać :)
mogilniak
| 19:37 czwartek, 23 lipca 2009 | linkuj Ja z powodu urlopów reszty działu sam sobie kierownikuję, więc mam czas na remonty roweru, niestety nieplanowane :(
Często widuję takiego buraka (nie prawie) w Gnieźnie i to... z częściowo konkurencyjnej firmy do mojej. Musze kiedyś fotkę cyknąc i dac znac gdzie trzeba...
Komentuj

Imię: Zaloguj się · Zarejestruj się!

Wpisz dwa pierwsze znaki ze słowa mojeg
Można używać znaczników: [b][/b] i [url=][/url]