Galen prowadzi tutaj blog rowerowy

Galen

Nie chciało mi się dziś

  • DST 54.00km
  • Teren 15.00km
  • Czas 03:02
  • VAVG 17.80km/h
  • Aktywność Jazda na rowerze
Sobota, 13 października 2007 | dodano: 13.10.2007

Nie chciało mi się dziś rano wstawać. Spodziewałem się szarówki, mgły i deszczu. Kiedy wyjrzałem za okno zamurowało mnie... Super pogoda! Od razu pomyślałem, że fajnie będzie dziś na wf’ie pośmigać troszku. No i znowu nagła zmiana humoru. Do zaspanego jeszcze mózgu doszła myśl, że Agi dziś ze mną nie będzie, bo leży w łóżeczku i smarka (Zdrowiej szybko Kochanie!).
Zrobiłem sobie kanapki z nutella, przeraźliwie słodką herbatę i wrzuciłem pompkę do plecaka. Wcisnąłem na siebie nową koszulkę termoaktywna (miałem zamiar ją przetestować), wyciągnąłem rower z kanciapy i w drogę...
Mimo dość mocnego słońca było zimno jak cholera. Kilka metrów szybszego tempa i było już w sam raz. Na miejsce dojechałem troszeczkę przed czasem. Po 15 min. zjawił się "dziadek" i po dokonaniu formalności (lista obecności) wyruszyliśmy. Celem wycieczki było Jeziorko Dziewicze. Na wysokości Śluzy Bartoszowickiej nastąpiła zmiana planów (ze względu na błoto). Nowy cel - Dobrzykowice, dom Kargula i Pawlaka (shit, bylem tam kilka dni wcześniej z Agą). Dziś zostałem mianowany przez "dziadka" Jego pomocnikiem. Miałem zamykać peleton. Robota kijowa na maxa. Jedzie się na samiusieńkim końcu za największymi maruderami. Jedyny plus tego wszystkiego, to fakt, że mogłem sobie spokojnie pstrykać fotki. Jedną nawet tak długo kadrowałem, że wycieczka zniknęła mi z oczu na granicy lasku. Nadrobiłem szybko dystans do lasku, wjechałem w gąszcz i... Dupa zbita. Trzy drogi. Każda w innym kierunku. Nikogo nie widać i nikogo nie słychać, no to nacisnąłem mocniej na pedały i posprintowałem. Ścieżką w dol, 200m i nic... Nawrót i w lewo. 200m i nic. Zacząłem się już denerwować, ale na szczęście do 3 razy sztuka :] Później jechaliśmy już asfaltami aż do Dobrzykowic. Tam zawitaliśmy do gospodarza mieszkającego w domu Kargula. Wpisaliśmy się do księgi pamiątkowej, zjadłem kanapkę, napiłem się herbatki i w drogę! Tempo jak zwykle powoooooolne, ale o dziwo nie zmarzłem dziś aż tak bardzo. Oczywiście przy takiej jeździe nie miałem jak obiektywnie ocenić właściwości mojego nowego nabytku. Po Dobrzykowicach pokręciliśmy w kierunku Nadolic Wielkich. Znajduje się tam tzw. Park Pokoju, który w rzeczywistości jest niemieckim cmentarzem żołnierzy wermachtu. Niemcy jakiś czas temu poprosili o miejsce, gdzie mogli by pochować swoich poległych. W zamian za to utrzymują cmentarz (swoją drogą w idealnym stanie - ordnung must sein), wybudowali drogę we wsi, plac zabaw dla dzieciaków i coś tam jeszcze :) Na cmentarzu "dziadek" poopowiadał nam troszkę o historii i zebraliśmy poślady w dalszą drogę. W sumie to kierowaliśmy się już na Wrocław, przez Kamieniec Wrocławski. Wylądowaliśmy na śluzie (chyba) Opatowickiej. Tam pożegnałem resztę uczestników i "dziadka" i co sił w nogach pognałem do domciu wziąć prysznic i do Agatki. W sumie w drodze na ND pobiłem chyba rekord (bo już mi tęsknota strasznie doskwierała), ale pewien nie jestem, bo w roztargnieniu zapomniałem w domu wyłączyć stoper.
Poniżej kilka fotek z wypadu. Miłego oglądania :]








Kategoria Krótkie wycieczki, Kręcenie korbą po Wrocku


komentarze
Mlynarz
| 23:31 środa, 17 października 2007 | linkuj Miło się oglądało.
Fajne takie turystyczne wypadu z dużą grupą. Mi się podoba :)

pzdr!
olo81
| 01:28 środa, 17 października 2007 | linkuj Bardzo podobnie wygląda cmentarz między Czeladzią a Bytomiem, taki sam plan cmentarza wyryty w kamieniu. Już myślałem że zdjęcia z niego :)
Komentuj

Imię: Zaloguj się · Zarejestruj się!

Wpisz dwa pierwsze znaki ze słowa azega
Można używać znaczników: [b][/b] i [url=][/url]