Grudzień, 2009
Dystans całkowity: | 46.00 km (w terenie 0.00 km; 0.00%) |
Czas w ruchu: | 04:22 |
Średnia prędkość: | 10.53 km/h |
Liczba aktywności: | 1 |
Średnio na aktywność: | 46.00 km i 4h 22m |
Więcej statystyk |
Mini Nocna Masakra 2009
-
DST
46.00km
-
Czas
04:22
-
VAVG
10.53km/h
-
Temperatura
1.0°C
-
Sprzęt Kelly's Salamander 2006 by Galen
-
Aktywność Jazda na rowerze
Można śmiało powiedzieć, że na Mini Nocną Masakrę czekałem 364 dni :] Już w listopadzie zacząłem prace nad oświetleniem. Zeszłoroczny model lampki został wzbogacony o włącznik i zyskał symbol v2.0!
Sobotnie przedpołudnie spędziłem (dzielnie wspierany przez Agatkę) na zakupach. Najwięcej energii kosztowały mnie poszukiwania izotonika Oshee. Uparłem się na ten konkretny, bo z racji swojego rozmiaru (700ml) pasuje idealnie do koszyczka na bidon. Ponieważ poszukiwania spełzły na niczym kupiłem mały Gatorade, rozcieńczyłem i przelałem do butelki pod Oshee.
O godzinie 15:00 byłem już gotowy do drogi. Zapakowałem rower na tylne siedzenie w Sience, odwiozłem Agę do domu, wrzuciłem współrzędne GPS do "Czesia" i... O mało brakowało a wyjechał bym gdzieś w zachodniopomorskie. Na szczęście coś mnie podkusiło, żeby się upewnić dokąd to Czesio chce mnie zabrać. Chwila na wyznaczenie trasy na nowo i wio! Droga do Kątnej prosta jak drut, zresztą bywałem w tych okolicach kilka razy ale w nocy, w koszmarnie gęstej mgle z perspektywy kierowcy wszystko wygląda inaczej. Kiedy wjechałem do Kątnej, Czesio z dumą ogłosił: "donawigowaliśmy do celu!" i... Co dalej? Gdzie ta cała stajnia czy tam stodoła? Z pomocą przyszli miejscowi :] Na parkingu byłem jednym z pierwszych i zabrałem się za składanie Kelly'sa do kupy. Później rozpocząłem proces przebierania i tak jakoś kręciłem się w koło samochodu nie mogąc się pozbierać. Kiedy już wszystkie warstwy ciuchów na siebie wcisnąłem, poszedłem zapłacić 10zł i pobrać kartę. Po chwili zaczęli pojawiać się pierwsi z ekipy BikeStats +. Czas mijał i do odprawy o 17:55 zostało już niewiele czasu a części ekipy nadal nie było widać. Zasięgu w telefonie nie było, co podnosiło tylko napięcie, bo nie można się było skomunikować. Dopiero po 18:00, gdy po odprawie wszyscy ruszyli my zebraliśmy się do kupy (kolejność przypadkowa: blase, WrocNam, argusiol, akitigra, Maciek i Bartek oraz ja - Mlynarz, Asica i JPBike wystrzelili osobno).
W tegorocznej edycji nawigowali Bartek, Blase, argusiol i WrocNam. Nie było opcji, żeby z takimi przewodnikami nie szło jak po maśle (czyt. błotku). Tereny jakie zjeździliśmy były naprawę fantastyczne! Masy błota wszelkiej maści, głębokie na pół metra wypełnione wodą koleiny, skoszone ścierniska, podmokłe trawy, szutry i fragmenty asfaltu. Wszystko to okraszone gęstą jak wata cukrowa mgłą, która opadła bardzo nisko i miejscami ograniczała widoczność do kilku metrów. Gwiazdy i księżyc były doskonale widoczne co dodawało smaczku...
To był prawdziwy test dla naszych sił i wytrzymałości napędów w rowerach. Obyło się bez większych usterek, tylko WrocNam zarzucił za duży pałer na korbę i łańcuch strzelił. Urazów też udało się uniknąć, chodź byłem już bardzo bliski otb. Nie spieszyło nam się do mety. Jechaliśmy całą ekipą z chwilowymi odstępstwami, kiedy to Bartek ambitnie pognał do przodu za inną ekipą oraz kiedy to ja pomyliłem czerwone lampki i pojechałem z inną grupą. Klnąc siarczyście pod nosem, że tak mnie w tyle zostawili, cisnąłem do przodu a okazało się, że to ja zostawiłem w tyle ich. Na szczęście znaleźliśmy się w Chrząstawie Wielkiej.
Do mety dotarliśmy wszyscy miej więcej w tym samym czasie (+/- 2 min.). Po zdaniu karty nadszedł czas na uzupełnienie kalorii. Dokończyłem paczuszkę rodzynek, podzieliłem kiełbachę i zżarłem danie w 5 min (makaron z gulaszem - dawno mi tak nie smakował). Brak ruchu generował przeszywający ziąb od zapoconych ciuchów, więc ludzie zaczęli się zwijać. Ostatni z placu boju zjechali blase i WrocNam, którzy cisnęli do Wrocka na rowerach. Ja siedziałem już w cieplutkim samochodzie i grzałem kikuty ale chętnie potowarzyszył bym tej dwójce.
Dane liczbowe z wycieczki mocno uśredniono, bo już gdzieś na początku przestało mi nabijać km, a czas liczony jest od 18:00. Jedyne cyferki jakie się zachowały, pochodzą z pulsometru:
- Traintime: 4:32:27
- Average: 145
- Maximum: 252 (jakieś przekłamanie - musiałem chwilowo złapać sygnał z czyjejś opaski)
- Kcal: 2987
Wielkie dzięki wszystkim za super zabawę! Było F A N T A S T Y C Z N I E ! ! !
P.S. Zdjęć własnego autorstwa nie posiadam, bo mróz skutecznie powstrzymał Lumix'a Agi. To co zalega u mnie w picasie, to zbiór fotek WrocNama i akitigry.
Kategoria Krótkie wycieczki