OMG! Ale gwizdzi!
-
DST
4.09km
-
Czas
00:19
-
VAVG
4:38min/km
-
VMAX
1:21min/km
-
Aktywność Bieganie
OMG! Ale gwizdzi!
FF po sniezku!
-
DST
9.46km
-
Czas
00:48
-
VAVG
5:04min/km
-
Aktywność Bieganie
FF po sniezku!
Nareszcie!!!
-
DST
8.07km
-
Czas
00:43
-
VAVG
5:19min/km
-
VMAX
2:27min/km
-
Aktywność Bieganie
Nareszcie!!!
Mini Nocna Masakra 2011
-
DST
41.84km
-
Czas
02:47
-
VAVG
15.03km/h
-
VMAX
46.58km/h
-
Sprzęt Kelly's Salamander 2006 by Galen
-
Aktywność Jazda na rowerze
Opis i focie już niedługo...
Kategoria Krótkie wycieczki
Test oświetlenia II
-
DST
16.61km
-
Czas
00:56
-
VAVG
17.80km/h
-
Temperatura
0.0°C
-
Sprzęt Kelly's Salamander 2006 by Galen
-
Aktywność Jazda na rowerze
Drogi skute lodem, w parku mgła gęsta jak mleko... Zapowiada się genialna MNM!
Kategoria Kręcenie korbą po Wrocku
Powrót?
-
DST
21.63km
-
Czas
01:09
-
VAVG
18.81km/h
-
VMAX
46.50km/h
-
Temperatura
4.0°C
-
Sprzęt Kelly's Salamander 2006 by Galen
-
Aktywność Jazda na rowerze
Hmm... Dość nieśmiało powracam na BS. Sporo się zmieniło od czasu kiedy ostatni raz dodawałem tu wpisa. Przez ten dłuuuugi czas zapuściłem siebie i bloga. Nawet szablon już nie działa i musiałem wybrać jakiegoś gotowca. Mam nadzieję, że wszystko w najbliższym czasie wróci na właściwe tory.
Wycieczka dziś bardzo testowa. Zmieniłem oponki ze slików na terenowe kewlary i trza było przetestować, czy myszy w dętkach dziur nie powygryzały. Dodatkowo, a tak na prawdę w głównej mierze, testowałem oświetlenie którego mam zamiar używać na Mini Nocnej Masakrze 2011 i ciuchy. Tak dawno nie jeździłem na rowerze, że nie miałem pojęcia jak się ubrać. Test latarki można uznać za sukces. W chwili kiedy piszę tego posta kupiłem sobie identyczną, bo ta testowana była kuzyna.
Co do samej </iframe>">jazdy to wybraliśmy się z Mackiem w stronę Mostu Milenijnego i wskoczyliśmy na chwilkę na wały. Klimat genialny! Dookoła ciemność i tony wirujących liści, bo koszmarnie wiało. Ubaw po pachy :P
Kategoria Kręcenie korbą po Wrocku
Na obiadzio
-
DST
21.71km
-
Czas
00:57
-
VAVG
22.85km/h
-
Temperatura
25.0°C
-
Sprzęt Kelly's Salamander 2006 by Galen
-
Aktywność Jazda na rowerze
Zgodnie z piątkową "tradycją" Aga robiła dziś na obiad rybcię. Jak zwykle wyszła fantastyczna. Paluchy lizać. Jako, że zajechało dziś troszkę tematyką kulinarną wrzucam fotkę Agi wcinającej naleśnika z kremem kasztanowym.
Kategoria Kręcenie korbą po Wrocku
Relaksacyjnie
-
DST
19.86km
-
Czas
00:52
-
VAVG
22.92km/h
-
Temperatura
25.0°C
-
Sprzęt Kelly's Salamander 2006 by Galen
-
Aktywność Jazda na rowerze
Dziś kręcenie ze słuchawami na uszach. W przedzieraniu się przez miasto towarzyszyły mi rytmy ATB. Po pracy poszliśmy z Agą na pizzę i poleżeć na trawie na Ostrowie Tumskim. Wieczorem powrót po 2 kieliszkach wina, więc bardzo powoli i zapobiegawczo, do momentu, gdy pogardliwie wyprzedził mnie jakiś koleś w obcisłym na Legnickiej. Do domu dojechałem już z rozpędu. Na horyzoncie się błyskało ale burza do mnie nie doszła a chmury przewiało i późną nocą można było obserwować spadające gwiazdy.
Co by pusto nie było, kolejna fotka z analoga:
Kategoria Kręcenie korbą po Wrocku
Bziuuum!
-
DST
18.01km
-
Czas
00:47
-
VAVG
22.99km/h
-
Temperatura
27.0°C
-
Sprzęt Kelly's Salamander 2006 by Galen
-
Aktywność Jazda na rowerze
Korki, chamscy kierowcy, czerwone światła, pałętający się pieszy, dzieci, psy, dziurawe drogi i zapiaszczone drogi rowerowe... Iiiiiiiicha! Ale mi tego brakowało! Takiej miejskiej brutalności :] Ostatni raz na rowerze siedziałem wieki temu, nie licząc Paryża (notka wkrótce).
Wczorajszy dzień zacząłem od zdzierania przebrzydłych owadów, które bezczelnie przyległy do Salamandra podczas jazdy autostradą na bagażniku rowerowym. Następnie samochodem do mechanika i rowerkiem do pracy. W sumie to zwykłe miejskie zamulanie, na dodatek jakoś opornie mi się jechało, ale frajda była spora :]
P.S. "Oporność" jazdy jak się później okazało wynikała nie tylko z mojej dziadowskiej formy ale z ocierającego hamulca przedniego, który był wyregulowany pod inną obręcz.
P.S.2. Żeby nie było ściany tekstu załączam fotkę Agi ustrzeloną w Paryżu aparatem analogowym (dlatego takie ziarno).
Kategoria Kręcenie korbą po Wrocku
Singiel!
-
DST
29.06km
-
Teren
1.00km
-
Czas
01:51
-
VAVG
15.71km/h
-
Temperatura
35.0°C
-
Sprzęt Kelly's Salamander 2006 by Galen
-
Aktywność Jazda na rowerze
Poranna pobudka i krzątanina. Tak rozpoczęliśmy z Agą pierwszy dzień długo wyczekiwanego weekendu. Kiedy ogarnęliśmy się już ze wszystkim (mieliśmy tylko godzinkę obsuwy w stosunku do pierwotnego planu) ruszyliśmy w stronę naszych południowych sąsiadów dzierżąc w dłoni 14 letni atlas samochodowy (bo GPS mi zwinęli). Na szczęście nawigacji podjęła się Aga, bo ja cierpię na jakąś dysfunkcję i gdy prowadzę, zawsze lądujemy na jakimś zadupiu :]
Do Świeradowa Zdroju dotarliśmy całkiem sprawnie i dość szybko. Na miejscu znaleźliśmy jakiś parking pod pensjonatem i zaczęliśmy wypakowywać klamoty. Kiedy już przebrałem dupsko w obcisłe gatki na tylnym siedzeniu Sienki nadszedł czas żeby ruszyć... Tylko gdzie to Nové Město? Zjechaliśmy z parkingu do ul. Zdrojowej, żeby przestudiować zawieszoną tam mapkę okolic. Udało się ustalić kierunek i odeprzeć atak miejscowego gawędziarza/przewodnika.
Ruszamy asfaltem i zaczynamy wspinaczkę... Jeden podjazd... Drugi podjazd... Mulimy 7km/h. Żar leje się z nieba i wali od nagrzanego asfaltu tak, że człowiek czuje się jak w piekarniku z termoobiegiem. Trzeci podjazd... Zgon! Wypiliśmy 1/3 wody a przejechaliśmy jakieś 2,5km. Już wiem, czemu organizują tu maratony MTB. Te podjazdy to masakra. Do Novégo Města jeszcze z 7km i nie wygląda na to, żeby się wypłaszczało. Aga siada w cieniu a ja wspinam się z powrotem, żeby po chwili zjechać dłuuuuugim i szybkim zjazdem do samochodu. Zjazd był na tyle przyjemny i szybki (ok. 60km/h), że się zagapiłem i zjechałem za nisko, przez co musiałem znowu wspinać się do Świeradowa. Gdy zapakowałem się z powrotem do Sienki, podjechałem po Agę i uderzyliśmy w stronę Novégo Města. Żeby było śmiesznie, to podjazd na którym się poddaliśmy, był właściwie ostatnim na tej drodze.
Po rozładowaniu klamotów w Novym Měscie nie pozostało nic, jak tylko odnaleźć singla i śmigać! Oznaczeń żadnych na rynku nie było ale Aga jakimś cudem wyczaiła kierunek i zaczęliśmy podjazd... asfaltem. Po dotarciu na miejsce okazało się, że jest tu ładny ocieniony parking samochodowy. Pod samym wjazdem na singla zrobiliśmy malusieńki odpoczynek i zamieniliśmy kilka słów z ekipą kolesi na fullach z Polski. Ględzili coś o jakimś asfaltowym podjeździe w pełni słońca, po którym zaczyna się dopiero singiel. Nie do końca wyczaiłem, czy robią sobie jaja, czy rzeczywiście czeka nas znów podjazd asfaltem. Gdy wjechaliśmy już na trasę singla od razu poprawił mi się humor. Wąska elegancko utwardzona i świetnie wyprofilowana droga wiła się w cieniu drzew. Z każdym metrem podobało mi się coraz bardziej do momentu... Asfaltu! Podjazd był rzeczywiście masakryczny. Dobrze, że przed wjazdem na tę patelnię można się było ochłodzić w przydrożnym strumyczku. Gdy po ok. 1,5km znak pokazał skręt w prawo w lasek a szara, bezduszna i gorąca masa skończyła się poczułem się jak nowo narodzony. Teraz to dopiero się zaczęło! F A N T A S T Y C Z N Y zjazd pełen hopek, zawijasów, przewężeń. Trasa jest tak genialnie wyprofilowana, że nawet jak jedzie się po poziomicy albo lekko w górę, nie trzeba pedałować bo energia z jaką się wyjeżdża z dołka wystarcza na wspięcie się na kolejną hopkę. Widoki towarzyszące singlowi są na prawdę super. Całość sprawia wrażenie dobrze zaprojektowanego ogrodu. Wszystko jest na swoim miejscu. Po pewnym czasie kończy się sielanka a singiel niebezpiecznie zbliża się do szlaku dla pieszych (żółty szlak). Na nasze nieszczęście banda bezmózgich opiekunów wpuściła masę dzieciaków (oczywiście z Polski) na singla przez co zrobiło się cholernie niebezpiecznie. Ja bez litości cisnąłem w bachory drąc ryja. Aga miała w sobie więcej subtelności i ogłady, co zakończyło się dla Niej fatalnie. Musiała ścinać jeden z zakrętów i nabiła się piszczelem na pień drzewka. Po reanimacji i kilku niecenzuralnych słowach (z moich ust) rozpoczęliśmy kontumację czelendżu. Tym razem było ciężej, bo fragment trzeba ciągnąć pod górkę. Sama końcówka singla znów rozpieszcza. Zjazd w dół i można nabrać prędkości. Pojawiają się też lokalne strumyczki, które fajnie się przecina.
Trasa na prawdę warta polecenia. Są odcinki gorsze ale te lepsze rekompensują wysiłek i to z nawiązką. Myślę, że warto zrobić sobie jakieś 2 kółeczka i popstrykać trochę fotek na pamiątkę. My niestety wymiękliśmy po tych podjazdach w Świeradowie nie mieliśmy już sił na kolejną pętelkę. Po zjechaniu do Novégo Města zapakowaliśmy rowery i podjechaliśmy samochodem na parking pod singlem, gdzie zrobiliśmy sobie mega wyczesanego grilla. Załączam kilka fotek - niech Wam ślinka cieknie :]
To chyba na tyle...
P.S. Jeśli jakimś cudem któryś z Panów z ekipy z fullami to czyta, to znalazłem Twoje rękawiczki (Giant'a).
Kategoria Krótkie wycieczki