Długo wyczekiwana sobota nastała.
-
DST
115.50km
-
Czas
07:10
-
VAVG
16.12km/h
-
Temperatura
0.0°C
-
Aktywność Jazda na rowerze
Długo wyczekiwana sobota nastała. Przygotowania do Mini Nocnej Masakry zaczęły się już w piątkowy wieczór od konstrukcji oświetlenia na Masakrę. Bez dobrego strumienia światła nie było sensu zapuszczać się w błotne knieje.
Sobota rano upłynęła na wykańczaniu lampki i małym serwisie długo nie używanego roweru. Po 15:00 wyruszyłem z domciu, żeby zdążyć na 16:00 na umówione miejsce spotkania ekipy BS. Byłem na miejscu drugi - uprzedził mnie WrocNam. W przeciągu 10 min zjawiła się reszta ekipy w składzie: Blase, Mlynarz, Iskierka84, Jahoo, Kosma, DJK. Po drodze zgarnęliśmy jeszcze Hose, a na miejscu w bazie w Kotowicach czekała jeszcze dwójka BikeStats'owiczów, Zielona i Michał.
Po odprawie, pobraniu map, kart i krótkiej naradzie ruszyliśmy. Nawigacją zajął się Młynarz, Blase i WrocNam, bez nich mogło by być niewesoło. Muszę przyznać, że organizatorzy zaprojektowali fantastyczne trasy. Można było "liznąć" każdego rodzaju nawierzchni. Były chyba wszelkie odmiany błota. Najbardziej w kość dawał chyba muł, po którym ślizgały się masakryczne opony. Chwilami nie dało się w ogóle jechać... Kostka i kamienie odbijały tyłek, a koleiny wymuszały ogromne skupienie i balans ciałem. Zdarzały się gleby i defekty. Pierwsza w krzakach wylądowała Asica (z mojej winy), gumę pierwszy złapał DJK. Później straciłem już rachubę.
Całość imprezy oprawiona była nieziemskim klimatem. Zupełne ciemności, gra cieni, wąskie ścieżki, masy błota i te światła. Trasy, które zjeździłem nie raz za dnia, w nocy nabierały zupełnie nowego wymiaru. Impreza przerosła moje oczekiwania. Było przefantastycznie!!!
Z początku zdobywanie punków szło nam dość powoli. Po 2,5h mieliśmy dopiero 4 ale sprawy nabierały tempa i kolejne kasowaliśmy jeden po drugim. Kilka minut przed północą zameldowaliśmy się w bazie, oddaliśmy karty i zasiedliśmy do żurku...? Niestety nie. Wyżarli wszystko i został tylko bigos. Dobre i to... Gdy się wszyscy najedli i ogrzeli troszkę, nadszedł czas na powrót. Najpierw okazało się, że Młynarz załapał kapciocha, Pożyczyłem mu swoją dętkę i już mieliśmy się zbierać, gdy usterkę odkrył WrocNam - kolejna guma. Ten cały odpoczynek chyba nas bardziej zmęczył i rozleniwił. Chciało się już do domu ale droga daleka i na dodatek zaczął padać śnieg z deszczem. Zamiast błota i terenu wybraliśmy opcję dłuższą ale płaska. Peleton się rozciągał z każdym metrem. Z początku czekaliśmy na siebie ale nie miało to sensu i w końcu każdy pojechał swoim tempem. Młynarz jak zwykle dał czadu! Za nim pocisnął Michał i Iskierka. Ja ciągnąłem się przez długi czas za Blasem i Moniką zostawiając z tyłu resztę ekipy. W pewnym momencie sił mi już brakło i glebnięte kolano dawało się mocno we znaki (podkreślam, że było to kolano, a nie głowa - zaprzeczam plotkom jakobym się podczas upadku podparł głową :D). W pojedynkę dowlokłem się mokry do Wrocławia i dalej już w stronę domu. Brak kalorii do spalania owocował lekkimi zawrotami głowy, więc co jakiś czas siadałem na chwilę w budach przystanków autobusowych, żeby odpocząć. Kiedy do domciu zostało mi już tak niewiele na wysokości Carrefour'a z koła zlazło mi powietrze, a że nie miałem już dętki pozostało mi prowadzenie roweru. Marzłem i mokłem ale odległość do ciepłego wyrka była coraz mniejsza... Na wysokości Fat'u minęły mnie Jahoo i Kosma, deklarując pomoc ale nie chciałem już męczyć dziewczyn :]
Na miejsce dotarłem po 4:00. Pierwsze co zrobiłem, to zrzuciłem mokre ciuchy i strzeliłem sobie jajeczniczkę z 5 jajek.
Dziś jestem lekko przeziębiony, napier**** mnie kolano ale było warto!
Pozdrowienia dla całej ekipy!
P.S. Blase tak jak obiecałem podaje parametry lampki:
- halogenik diodowy (barwa zimna) 3,5W, 12V - cena ok. 25zł
- akumulator 12V, 4,5Ah - ceny zależne od pojemności
- kabelek i włącznik - parę zł.
- rolka taśmy izolacyjnej 2zł
- taśmy samozaciskowe czarne 1zł
- uchwyt od starej lampki z Lidla - bezcenny
- stara torebka podsiodłowa 10zł
Kategoria Długie wycieczki
komentarze
Pozdrawiam
Pozdrawiam
Pozdrawiam
Faktycznie końcówka była ciężka, ja dotarłem do domu przed 3, ale po 4 to już masakra i jeszcze ten kapeć przed finiszem!
Oddałeś mi batonika... i potem brakło Ci energii.
Oddałeś mi dętkę... i potem złapałeś kapcia.
Już chyba więcej nic mi nie dasz. ;P
A co do weekendu to najprawdopodobniej w niedzielę odwiedzi na JPbike więc fajnie byłoby go pooprowadzać po ciekawych miejscach. :)
Fajnie było Cię poznać. Dzięki za miłe towarzystwo.
Światełko rzeczywiście robiło wrażenie.
Widzę, że Ciebie też zmogło. Trzeba było mówić na trasie, przecież mieliśmy jakiś zapas jedzenia. Niestety mnie już potem nie pomagało :-(
Boję się mu spojrzeć w rogi. :D
Ale muszę go wyczyścić, bo chcę jeździć, jeździć i jeździć!!! :D
p.s.
Gal będę miał wolny weekend, co być powiedział na jakąś wspólną traskę jeśli pogoda dopisze?! Wypytam się Jahoo, jak ona będzie z czasem stała. Może uda gdzieś się razem pokręcić. :)
Dzięki za miłe towarzystwo na masakrze ;)
Wielki dzięki Filip za pomoc. Mam nadzieję, że będę mógł Ci się odwdzięczyć.
Na trasie była super zabawa. :)
Fajnie, że mogliśmy w końcu razem konkretnie pojeździć.
Do następnego!
Dlaczego nie krzyczałeś na skrzyżowaniu że potrzebujesz dętkę i jakiegoś batona? !!! Przecież stanęłybyśmy i Ci pomogły!!!
Po drugie:
Młynarz na pewno się ucieszy, jak przeczyta twój wpis :P
Po trzecie:
Dobrze że ostatecznie wszystko się szczęśliwie skończyło Kilka dni i dojdziesz do siebie :)
Dzięki za fantastyczne towarzystwo a tę glebę już Ci wybaczyłam :)
Pzdr
Asica :P