Galen prowadzi tutaj blog rowerowy

Galen

Wpisy archiwalne w kategorii

Krótkie wycieczki

Dystans całkowity:3570.22 km (w terenie 172.55 km; 4.83%)
Czas w ruchu:178:27
Średnia prędkość:20.01 km/h
Maksymalna prędkość:59.46 km/h
Maks. tętno maksymalne:208 (106 %)
Maks. tętno średnie:184 (88 %)
Suma kalorii:11964 kcal
Liczba aktywności:87
Średnio na aktywność:41.04 km i 2h 03m
Więcej statystyk

Asfaltowy wibrator

Niedziela, 18 kwietnia 2010 | dodano: 18.04.2010

Dziś dzień drugi eksploatacji Kwest 1.25 w Salamandrze. Ponieważ planu nie było Aga (biedaczka nie wiedziała w co się pakuje) zaufała mi, a ja poprowadziłem nas asfaltami... Miało być płasko, gładko i szybko. Wyszła taka telepawka, że jeszcze teraz mózg mi się telepie w czaszce, a dupa prawdopodobnie zatrzyma się jutro nad ranem. Z początku drogą na lotnisko asfalt był super. Później już było coraz gorzej. Gdy kiedyś pokonywałem te tereny wydawało mi się, że jest ok. Ale wychodzi na to, że na oponach 2.0 odczucia są zupełnie inne niż na 1.25. Generalnie można powiedzieć, że był niezły wyryp. Dotelepaliśmy się do Jarząbkowa i za wioską zrobiliśmy nawrót. Droga powrotna była jeszcze gorsza, bo na otwartych przestrzeniach mocno zapodawał wiatr w paszcze. Zmęczyło mnie to 40km po asfalcie jak 40 w ostrym terenie. Po powrocie do domu, szybki obiadek i... Kima! Ścięło nas do ok. 19:00. Później wstałem i przez 1,5h próbowałem dojść do porozumienia z tylnym Alivio Agi ale cholera była strasznie oporna na mój geniusz i skończyło się na tym, że Aga wróciła na rozregulowanych przerzutkach do domu...


Kategoria Kręcenie korbą po Wrocku, Krótkie wycieczki

Test gumek

Sobota, 17 kwietnia 2010 | dodano: 17.04.2010

Po południu założyłem Agacie kółka z nowiuśkimi Kendami Kwest 1.25 i dętkami Maxxis. Oczywiście nie obyło się bez wtopy, bo jak zwykle założyłem bieżnik w złym kierunku. Sobie dla testu też wrzuciłem Kwesty i po śmieciowej zupci wybraliśmy się w okolice Ramiszowa. Pogoda słoneczna ale cholernie wiało, szczególnie na otwartych przestrzeniach. Na oponkach tnie się asfalt bardzo przyjemnie. Na równym można bez większych problemów dociągnąć do ok. 50km/h. W okolicach Pawłowic (jeśli mnie pamięć nie myli) na przecięciu z budowaną obwodnicą autostradową Wrocławia pobawiliśmy się trochę aparatem. Efekt poniżej. Kilkanaście minut po 15 zawinęliśmy tuż za granicami Ramiszowa do domu, na obiadzio, tort i winko.



Kategoria Kręcenie korbą po Wrocku, Krótkie wycieczki

Bike Maraton 2010 - Wrocław [przed startem]

  • DST 53.14km
  • Czas 03:06
  • VAVG 17.14km/h
  • Temperatura 9.0°C
  • HRmax 193( 91%)
  • HRavg 153( 72%)
  • Kalorie 2593kcal
  • Sprzęt Kelly's Salamander 2006 by Galen
  • Aktywność Jazda na rowerze
Sobota, 10 kwietnia 2010 | dodano: 10.04.2010

Obudziłem się o 6:00, wyjrzałem za okno - leje. Obudziłem się o 7:00, wyjrzałem za okno - leje. Około 9:00 deszcz ustąpił i zaczęło powoli wysychać. Ciągle wahałem się czy w ogóle jechać, a jak jechać, to rowerem, czy wsadzić Salamandra do Sienki i podjechać na miejsce startu? Przed 10:00 znów zaczęło lać. Stwierdziłem, że droga do Leśnicy będzie pełna kałuż, błota i chlapiących samochodów. Nie chciałem dojechać na miejsce startu przemoczony i zziębnięty. Jazda Królewiecką była by trochę na około i nie wiedziałem, czy te dodatkowe kilkanaście km mnie nie zarżnie. Wpakowałem więc rower na tylne siedzenie i pojechałem na miejsce startu. Byłem 20 minut przed czasem. Przed boiskiem stało kilka samochodów i ludzie się przebierali w obcisłe galoty. Nie minęło kilka minut i zaczęły napływać małe grupki. W sumie (wg. organizatorów) pojawiło się ok. 100 osób.

Tuż przed startem mocno się wypogodziło. Wyszło słońce i zrobiło się ciepło. Byłem zadowolony, że nie wymiękłem. Kilka minutek po 11:00 ruszyliśmy w drogę. Z początku trasa mało błotna, tempo wycieczkowe i nie lało się za kołnierz. Im dalej w trasę, tym błota więcej. Chwilami kropiło trochę ale do wytrzymania. Dopiero na rozjeździe tras MINI i MEGA dorwała nas porządna ulewa. Swego rodzaju test na psychikę. Część osób przemoczona do suchej nitki skierowała się na trasę MINI. Ja postanowiłem być twardy i zmierzyć się z dłuższym dystansem...

Trasa była fantastyczna. Tylko w jednym momencie zrobiło się trochę nudno (polne drogi), ale po kilkuset m wjechaliśmy do fantastycznego lasku, gdzie dorwał nas mały grad. Zaparowały mi totalnie okulary, wyłapałem błotem w twarz i jedyne w miarę sprawne oko. Przez kilkadziesiąt metrów jechałem na czuja. Takich smaczków było jeszcze kilka. Bagienka, przez które nie dało się przejechać i nie zanurzając SPD'ków. Błotne koleiny, tak wąskie, że wypinały buty. Profil trasy generalnie rzecz biorąc płaski jak decha. Były 3 większe podjazdy. Pierwszy wjechałem do 2/3 ale przede mną glebnął koleś i musiałem się wypiąć. Drugi podjeżdżałem na 2-ce, bo mi 1-ka wskoczyć nie chciała, więc też nie dałem rady. Trzeci podjazd, to totalny hard core. Nie dojechałem nawet do 1/4. Nie jest długi ale za to bardzo stromy i wąski, za to zjazd z niego to poezja! Ten podjazd to będzie mój cel na maratonie...

Cała "wycieczka" bardzo udana i nie wymagająca kondycji Mai Włoszczowskiej. Co prawda mniej więcej w 2/3 trasy dorwał mnie mały głód ale wrzuciłem w siebie pół paczki rodzynek i odzyskałem siły. Organizacja była bez zarzutu. Co jakiś czas mijaliśmy się z wozem technicznym, który był gotowy zbierać zwłoki i poić spragnionych.

Na metę dotarłem zmęczony ale nie zarżnięty. Szkoda tylko, że nie czekał na nas nikt z aparatem, bo dopiero pod koniec wyglądaliśmy pro. Mój rower składał się w większości z błota, ściółki, trawy i gliny z niewielką domieszką aluminium, stali i gumy. Już w domu okazało się, że złapałem z przodu kapciocha. Dziurka musiała być na tyle mała, że nie odczułem różnicy.

Fotki zamieszczone poniżej nie są mojego autorstwa (autorzy umieszczeni w tagach), ja jedynie podfotoszopowałem kilka co nieco.

P.S. Właśnie przed chwilką (12.04.2010) wróciłem ze stacji BP, gdzie myjką ciśnieniową obłupywałem błoto. Mój wcześniejszy pomysł (wystawić rower na deszcz na balkon) zakończył się fiaskiem - obsrały go gołębie.



Kategoria Krótkie wycieczki

Domek marzeń!

  • DST 59.87km
  • Czas 02:42
  • VAVG 22.17km/h
  • Temperatura 15.0°C
  • HRmax 186( 88%)
  • HRavg 145( 69%)
  • Kalorie 1258kcal
  • Sprzęt Kelly's Salamander 2006 by Galen
  • Aktywność Jazda na rowerze
Niedziela, 4 kwietnia 2010 | dodano: 04.04.2010

Kolejna próba odnalezienia "domku marzeń". Obiad u rodziny mocno ograniczył czasowo naszą wycieczkę (i dobrze, bo więcej bym nie dał rady). Duża część wycieczki przebiegała asfaltami różnej jakości (obtarłem sobie pisanki). Słonko przygrzewało i nawet się trochę opaliłem. Wiatr doskwierał, więc siadłem na koło Adze, która cięła szosę na slickach. Widzę, że bardzo Jej przypadły do gustu. Ruch na drogach mimo świąt dość spory. Doskwierało mi ciągle pragnienie, ale wszystkie lokalne sklepiki były pozamykane. Wycieczka zakończyła się sukcesem! Udało nam się odnaleźć domek marzeń (projekt Mieszko firmy Archipelag). Powrót już na resztkach sił. Dzisiejszy wypadzik dał mi do myślenia. Skoro niecałe 60km po asfalcie sprawia tyle kłopotu, to jak ja przejadę dystans mega na Bike Maratonie 2010...?



Kategoria Kręcenie korbą po Wrocku, Krótkie wycieczki

Cieńko

  • DST 28.48km
  • Czas 01:08
  • VAVG 25.13km/h
  • VMAX 32.00km/h
  • Temperatura 13.0°C
  • HRmax 188( 89%)
  • HRavg 165( 78%)
  • Kalorie 932kcal
  • Sprzęt Kelly's Salamander 2006 by Galen
  • Aktywność Jazda na rowerze
Sobota, 3 kwietnia 2010 | dodano: 03.04.2010

Ze względu na świąteczny wydźwięk tych dni, nie miałem czasu na dłuższe rowerowanie. Udało mi się wyrwać na godzinkę z haczykiem. Pokręciłem w stronę lotniska, następnie odbiłem na Cargo i dalej w stronę Jarnołtowa. Dojechałem do Karczmy Rzym i postanowiłem przekroczyć Bystrzycę ale tuż za mostkiem zaczęło się błoto a wizja czyszczenia maszynki skutecznie mnie zniechęciła. Stanąłem i stałem tam dłuższą chwilę jak widły w gnoju. W końcu podjąłem decyzję, zawróciłem i odbiłem asfaltem na Gałów. Tuż za granicami Miasta Powiatu Wrocław, zawracanka w lewo i do domu, bo już zaczęli wydzwaniać, gdzie to ja się podziewam.

Pogoda dziś bardzo dobra. Chociaż wiaterek troszkę doskwierał a gdy słońce zaszło robiło się chłodno. Chciałem być twardy jak poślady Pudziana ale nie dałem rady wykręcić wyższej średniej. Plan +30km też nie został zrealizowany. Dopiero w windzie do domu zorientowałem się, że mam 28km. Coś źle wyliczyłem. Może jutro też uda się wyrwać po śniadanku świątecznym i poruszać trochę kikutami?

Pozdrawiam!

P.S. Sorki za jakość fotek ale trzaskałem komórczakiem.



Kategoria Kręcenie korbą po Wrocku, Krótkie wycieczki

Znowu razem!

Niedziela, 28 marca 2010 | dodano: 28.03.2010

Pierwszy wspólny wyjazd w tym sezonie zaliczony! Pogoda dziś strasznie zmienna. W słońcu niemalże upał, za chwilę chmura i zimno. Raz wiatr w plecy, za chwilę znowu na ryjek. Do tego doszły jeszcze przelotne ulewy no i mamy marzec w całej okazałości.

Po spotkaniu z Agą przy zajezdni tramwajowej na ul. Legnickiej, ruszyliśmy jakoś bez większego przekonania w kierunku Maślic. W związku z budową stadionu na Euro 2012 oraz obwodnicy Wrocławia panuje tam lekkie zamieszanie. Widać też, że zima nie oszczędziła asfaltu na drodze rowerowej i pełno tam dziur co nie specjalnie odpowiadało slickom Agi. Po dojechaniu do końca Królewieckiej nadszedł czas na decyzję do dalej? Obraliśmy azymut na zachód, kierując się drogą Główna (momentami bardziej odpowiednią nazwą była by ul. Poboczna albo ul. Zadupiasta). Kontynuując kręcenie trafiliśmy na nowo budowane Osiedle Malownicze. Póki co wygląda raczej przeciętnie ale mają na prawdę porządny asfalcik. To całe nasze kręcenie bez celu doprowadziło nas do Leśnicy, gdzie zahaczyliśmy o Lidla. Ja poszedłem po czekoladkę i "kubusia" a Aga ucięła sobie pogawędkę z lokalnym żulem płci... Hmmm... z Kobietą. Tu dorwała nas ulewa. Czekaliśmy z pół godzinki na przystanku autobusowym ale targało wiatrzycho, więc zaproponowałem wjazd do banku WBK. Niestety nieudany, bo w niedzielę mają nieczynne. Jeszcze kilkanaście minut pod daszkiem, wspólny taniec-przytulaniec do rytmów ATB z ipod'a i w drogę! Z nieba przestało się już sączyć ale droga z Leśnicy do Wrocławia, to koszmar nawet w pogodny dzień. Duży ruch, brak chodnika i praktycznie brak pobocza, do tego niezliczone ilości błota i wyglądaliśmy jak po maratonie MTB. Po zadokowaniu w domu, strzeliliśmy sobie po gorącym kakao i wypieściliśmy rowerki. Agi sposób (błoto wysycha, a później delikatnie omieść rower zmiotką) zaoszczędził sporo czasu. Po wstępnym procesie odbłocenia, przeszliśmy do polerowania na glanc i tak zleciało do wieczora...

Dystans może nie jest powalający ale dzień minął fantastycznie. Dawno nie kręciło mi się tak przyjemnie...

Pozdrawiam!

P.S. Dzięki Aguś, że dałaś mi przez większość czasu siedzieć na kole, gdyby nie to, ten wiatr by mnie wykończył...


Kategoria Kręcenie korbą po Wrocku, Krótkie wycieczki

Gotowy do sezonu!

Czwartek, 25 marca 2010 | dodano: 25.03.2010

Przez ostatnie dni mnie już roznosiło. Poratowała mnie Aga, która poprosiła mnie o zamontowanie slicków Kenda 1.25" do Kross'a, dzięki czemu, mogłem się trochę wyżyć w tematyce rowerowej... Efekt jest zabójczy. Jak znajdzie się aparat, to zaprezentuję.

Dziś nadszedł wielki dzień! Stało się! Jestem gotów do sezonu! Trwało to, w moim odczuciu, wieki ale się udało. Rower przeszedł gruntowne czyszczenie i serwis amortyzatora. Wymieniłem uszczelki olejowe i kurzowe, zalałem nowy olej i przeczyściłem wszystko. Oczywiście nie swoimi rencami ale przy pomocy Janusza Krajka. W sumie start w sezon kosztował mnie 191zł. Udało mi się dorwać uszczelki do Rock Shox'a w Poznaniu, inaczej czekałbym do początku kwietnia aż przyjdą z Czech. Myślałem też, że będę musiał zmienić stery ale gruntowne czyszczenie i "paluch smaru" załatwił sprawę. Pod koniec sezonu, jak będą wyprzedaże, skuszę się chyba na nowy napęd SLX'a ale to się jeszcze zobaczy. Póki co, ten się jeszcze kręci i nie wydaje przy tym zbyt wielu dzięków. Tak więc... Nie pozostaje mi nic innego, tylko zacząć reaktywację musculus quadriceps femoris :]

Do zobaczenia gdzieś na trasie!

P.S. Ten szalony dystans to efekt kilku kółek w koło bloku. Musiałem sprawdzić czy 120 psi w amortyzatorze, to nie za mało jak na taki kawał dupy.

P.S.2. Dla fanów BS używających FF coś autorstwa Blas'a.


Kategoria Krótkie wycieczki, Kręcenie korbą po Wrocku

Mini Nocna Masakra 2009

Sobota, 5 grudnia 2009 | dodano: 07.12.2009

Można śmiało powiedzieć, że na Mini Nocną Masakrę czekałem 364 dni :] Już w listopadzie zacząłem prace nad oświetleniem. Zeszłoroczny model lampki został wzbogacony o włącznik i zyskał symbol v2.0!

Sobotnie przedpołudnie spędziłem (dzielnie wspierany przez Agatkę) na zakupach. Najwięcej energii kosztowały mnie poszukiwania izotonika Oshee. Uparłem się na ten konkretny, bo z racji swojego rozmiaru (700ml) pasuje idealnie do koszyczka na bidon. Ponieważ poszukiwania spełzły na niczym kupiłem mały Gatorade, rozcieńczyłem i przelałem do butelki pod Oshee.

O godzinie 15:00 byłem już gotowy do drogi. Zapakowałem rower na tylne siedzenie w Sience, odwiozłem Agę do domu, wrzuciłem współrzędne GPS do "Czesia" i... O mało brakowało a wyjechał bym gdzieś w zachodniopomorskie. Na szczęście coś mnie podkusiło, żeby się upewnić dokąd to Czesio chce mnie zabrać. Chwila na wyznaczenie trasy na nowo i wio! Droga do Kątnej prosta jak drut, zresztą bywałem w tych okolicach kilka razy ale w nocy, w koszmarnie gęstej mgle z perspektywy kierowcy wszystko wygląda inaczej. Kiedy wjechałem do Kątnej, Czesio z dumą ogłosił: "donawigowaliśmy do celu!" i... Co dalej? Gdzie ta cała stajnia czy tam stodoła? Z pomocą przyszli miejscowi :] Na parkingu byłem jednym z pierwszych i zabrałem się za składanie Kelly'sa do kupy. Później rozpocząłem proces przebierania i tak jakoś kręciłem się w koło samochodu nie mogąc się pozbierać. Kiedy już wszystkie warstwy ciuchów na siebie wcisnąłem, poszedłem zapłacić 10zł i pobrać kartę. Po chwili zaczęli pojawiać się pierwsi z ekipy BikeStats +. Czas mijał i do odprawy o 17:55 zostało już niewiele czasu a części ekipy nadal nie było widać. Zasięgu w telefonie nie było, co podnosiło tylko napięcie, bo nie można się było skomunikować. Dopiero po 18:00, gdy po odprawie wszyscy ruszyli my zebraliśmy się do kupy (kolejność przypadkowa: blase, WrocNam, argusiol, akitigra, Maciek i Bartek oraz ja - Mlynarz, Asica i JPBike wystrzelili osobno).

W tegorocznej edycji nawigowali Bartek, Blase, argusiol i WrocNam. Nie było opcji, żeby z takimi przewodnikami nie szło jak po maśle (czyt. błotku). Tereny jakie zjeździliśmy były naprawę fantastyczne! Masy błota wszelkiej maści, głębokie na pół metra wypełnione wodą koleiny, skoszone ścierniska, podmokłe trawy, szutry i fragmenty asfaltu. Wszystko to okraszone gęstą jak wata cukrowa mgłą, która opadła bardzo nisko i miejscami ograniczała widoczność do kilku metrów. Gwiazdy i księżyc były doskonale widoczne co dodawało smaczku...
To był prawdziwy test dla naszych sił i wytrzymałości napędów w rowerach. Obyło się bez większych usterek, tylko WrocNam zarzucił za duży pałer na korbę i łańcuch strzelił. Urazów też udało się uniknąć, chodź byłem już bardzo bliski otb. Nie spieszyło nam się do mety. Jechaliśmy całą ekipą z chwilowymi odstępstwami, kiedy to Bartek ambitnie pognał do przodu za inną ekipą oraz kiedy to ja pomyliłem czerwone lampki i pojechałem z inną grupą. Klnąc siarczyście pod nosem, że tak mnie w tyle zostawili, cisnąłem do przodu a okazało się, że to ja zostawiłem w tyle ich. Na szczęście znaleźliśmy się w Chrząstawie Wielkiej.

Do mety dotarliśmy wszyscy miej więcej w tym samym czasie (+/- 2 min.). Po zdaniu karty nadszedł czas na uzupełnienie kalorii. Dokończyłem paczuszkę rodzynek, podzieliłem kiełbachę i zżarłem danie w 5 min (makaron z gulaszem - dawno mi tak nie smakował). Brak ruchu generował przeszywający ziąb od zapoconych ciuchów, więc ludzie zaczęli się zwijać. Ostatni z placu boju zjechali blase i WrocNam, którzy cisnęli do Wrocka na rowerach. Ja siedziałem już w cieplutkim samochodzie i grzałem kikuty ale chętnie potowarzyszył bym tej dwójce.

Dane liczbowe z wycieczki mocno uśredniono, bo już gdzieś na początku przestało mi nabijać km, a czas liczony jest od 18:00. Jedyne cyferki jakie się zachowały, pochodzą z pulsometru:
- Traintime: 4:32:27
- Average: 145
- Maximum: 252 (jakieś przekłamanie - musiałem chwilowo złapać sygnał z czyjejś opaski)
- Kcal: 2987

Wielkie dzięki wszystkim za super zabawę! Było F A N T A S T Y C Z N I E ! ! !

P.S. Zdjęć własnego autorstwa nie posiadam, bo mróz skutecznie powstrzymał Lumix'a Agi. To co zalega u mnie w picasie, to zbiór fotek WrocNama i akitigry.


Kategoria Krótkie wycieczki

TurDeWały

Niedziela, 15 listopada 2009 | dodano: 17.11.2009

Po fantastycznej sobocie spędzonej w górkach sowich na plądrowaniu sztolni walimskich z grupą osób z koła naukowego petrologów oraz spacerku na Wielką Sowę postanowiliśmy z Agą wykorzystać cudowną pogodę i pokręciliśmy na małe TurDeWały. Było naprawdę bardzo przyjemnie. Ludzi sporo wylazło na spacer, nordicwalking i rower ale nie było specjalnie tłoczno. Poniżej kilka fotek z wyjazdu. Pozdrawiam!

P.S. Ruszyły już zapisy na MNM!!!


Kategoria Kręcenie korbą po Wrocku, Krótkie wycieczki

Nabieranie formy ciąg dalszy...

Sobota, 7 listopada 2009 | dodano: 07.11.2009

Wzdłuż nie rosnę już od dawna, za to w szerz nie przestaję. Ostatnie miesiące upłynęły na bezruchu i nie wpłynęło to pozytywnie na moje samopoczucie. Zbliżający się termin Mini Nocnej Masakry dał mi sporo do myślenia. Czas ostro się wziąć za ruszanie. Wczoraj poszedłem pobiegać i jest tak źle, że aż się płakać chce. 2 długości obwodnicy przebiegłem dwa razy (w sumie ok. 3km) odpoczywając po 30 sekund w czasie 26 min. Niestety mam jeszcze problem z oddychaniem. Bez chusty na twarz załapał bym zapalanie gardła w 5 sekund a z chustą oddycha się dużo gorzej. Może "przytłumiony" oddech był przyczyną dość wysokiego tętna (209)? Dziś kolejny etap zamiany tłuszczyku na mięśnie. Poranny rower czas zacząć! Czasu dziś niewiele, bo rano trzeba było się troszku pouczyć (kiedyś trzeba skończyć te cholerne studia) a później byłem umówiony na wymianę opon (i tak 580zł poszło w...). Postanowiłem, że wykręcę troszkę kilometrów wzdłuż Odry, czyli standardowe TurDeWały z małym zboczeniem do Halfordsa po nowe żarówki do Sieny (ale i tak nie było). Do szybkiego powrotu zmusił mnie telefon od mamy, która nie potrafiła wyłączyć alarmu w samochodzie :/ W sumie wyszło tego niewiele ale nogi czuję i to dość mocno. Mimo lekkiego zmęczenia za jakies 15 min idę pobiegać, przecież jak mówi słynne przysłowie: "maratończyk się nie poddaje, nie przed startem!". Danych z pulsometru ni ma, bo odmówił posłuszeństwa :] Chyba czas na wymianę baterii.

Pozdrawiam!

P.S. Na pierwszym zdjęciu widać inteligencję malujących pasy na ul. Na Ostatnim groszu.

P.S. 2. Wczoraj dostałem maila z Artemisa odnośnie Mini Nocnej Masakry. Oficjalna data rozpoczęcia: 5 grudnia. Miejscowość: Kątna (pod Wrocławiem).



I na koniec fotki od Agi z wczorajszego spacerku. Moje są szare i kichowatej jakości, więc miła odmiana dla oka:


Kategoria Kręcenie korbą po Wrocku, Krótkie wycieczki